kashmir kashmir
46
BLOG

Opowieść wyborczo-aferalna

kashmir kashmir Polityka Obserwuj notkę 4

Był sobotni poranek. 

Ania siedziała, jak zawsze tego dnia o tej porze, przede telewizorem. Jej mąż wszedł do salonu właśnie w momencie, kiedy przy wtórze romantycznie brzmiących słów: „…i choć alfabet uczuć znasz, litera ta, taka niezwykła jest – M jak miłość…”przez ekran przewijały się napisy końcowe. Ania siedziała nieruchomo z pilotem w ręce. Promyk słońca wpadający przez szczelinę między zasłoną a parapetem odbił się błyskiem od wolno toczącej się po policzku łzy.
 
- Aniu, znowu płaczesz? Ileż można… - zatroskany mąż usiadł obok żony i czule ją przytulił. Ania pochyliła głowę na jego tors.
- No bo… no bo wiesz… myślałam, że Cichopek odsuną przez ten brzuch i dostanę szansę… - głos jej się lekko łamał poprzez wciąż nieopanowany szloch.
- Aniu, ja myślę, że ty za wysoko celujesz. Nie, żebym cię nie doceniał, przecież wiesz, że uważam cię za największy talent w tym kraju… Ale tak się kariery nie robi. Nie w dzisiejszych czasach. Trzeba przejść swoją drogę… - czule gładził żonę po policzku. – Nie możesz tak od razu mierzyć w najbardziej elitarne produkcje. Skup się na tym, co robisz. Przecież widzisz, że idzie ci świetnie, czy nie?
 
Ania wyglądała już na nieco uspokojoną. Spojrzała na męża, nawet lekko się uśmiechnęła.
- Ale powiedz, nieźle to powiedziałam, to o tym, że premier w piłkę gra, prawda?
- Byłaś cudowna – mąż cmoknął żonę w czoło i wstał. – Wybacz, muszę zadzwonić do Tadka, mamy dziś trochę popracować. Ale oczywiście pomogę ci przy śniadaniu zanim przyjdzie.
 
Ania otarła twarz i wstała.
- Właśnie! Dobrze, że mi przypomniałeś. Franfurterki się skończyły, muszę wyskoczyć do sklepu. – Ania szybkim krokiem udała się do sypialni. Po 3 minutach była gotowa do wyjścia.
- Zaraz wracam! – rzuciła w kierunku reszty mieszkania i wyszła z domu.
 
*  *  *
 
W osiedlowym mięsnym ustawiła się krótka, 3-osobowa kolejka. Ania szybko stanęła na jej końcu, za młodym człowiekiem w skromnym, choć schludnym odzieniu.
 
Kiedy przyszła kolej młodzieńca, Ani wrócił zły humor.
 
- Trzy kilo frankfurterek poproszę – poprosił sprzedawczynię młodzieniec.
- Ile?? – zdziwiła się sklepowa.
- Trzy kilo… wie pani, imprezę mamy dziś w akademiku – tłumaczył młodzian. Sprzedawczyni popatrzyła na niego spode łba.
- Nie mam tyle – burknęła.
- Och… no dobrze, to wezmę tyle, ile jest – powiedział nieco zmartwiony młodzieniec.
 
Sprzedawczyni niechętnie odważyła 2 kilo z kawałkiem i wręczyła kupującemu. Młody człowiek zapłaciwszy podziękował i wyszedł.
 
Ania stała markotna.
- Co pani podać? – spytała uprzejmie sprzedawczyni.
- Nie wiem… może zwyczajną, poproszę.
 
*  *  *
 
Był wieczór. Pani Pelagia Ciemnoludek, na co dzień prowadząca osiedlowy sklepik mięsny, czekała na męża. Jej mąż był radnym, wraz z kilkoma działaczami z partii robili obchód miasta dokumentując ewentualne incydenty łamania ciszy wyborczej.
 
Mąż pani Pelagii wrócił dopiero po godzinie dwudziestej pierwszej. Był zły – wielogodzinne patrolowanie okolicy nie przyniosło żadnych sensownych rezultatów.
 
Wieczorna rozmowa małżonków jak zwykle była luźną relacją ich codziennych zajęć. Pan Ciemnoludek słuchał jednym uchem, znudzony. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy nagle jego żona poruszyła pozornie równie nieistotny, jak pozostałe, temat.
 
- A kojarzysz tę panią Anię spod szesnastki? Taką młodą?
- Tę aktorkę?
- Właśnie! Biedaczka przyszła dzisiaj do mnie rano, jak zwykle, po frankfurterki, ale jakiś taki gówniarz właśnie wykupił wszystkie tuż przed nią. Ponad dwa kilo! Nie mogłam mu nie sprzedać, leżały na samym wierzchu, no jak by to wyglądało… Ale pani Ania była bardzo smutna. No i nie dziwię się. Przecież ona tak te frankfurterki lubi, a jej mąż to ponoć w ogóle przepada… Zresztą kto kupuje dwa kilo frankfurterek, no powiedz!
- Nie wiem, a co w tym niezwykłe… - mąż pani Pelagii urwał. Nagle coś sobie przypomniał.
- Zaraz… Mówisz o tej aktorce spod szesnastki?
- No przecież mówiłam, że pani Ania… - żona popatrzyła trochę zdziwiona na nagle pobudzonego męża. Właśnie wstał z fotela i wyglądał, jakby intensywnie myślał.
- Muszę zadzwonić – rzucił nagle i wyszedł z pokoju.
 
*  *  * 
 
- Słucham.
- Panie Jacku, to pan?
- Kto mówi?
- Szymkowski, radny z Żoliborza. Chyba mamy incydent.
- Raportujcie – rozległo się w słuchawce po chwili ciszy.
- Dzwonił przed chwilą kolega z rady. Jego żona odnotowała akt napaści o podłożu politycznym.
- Na kogo? Któregoś z naszych kandydatów?
- Nie… na panią Annę.
- Jaką panią Annę?
- No tę pana… znaczy się aktorkę. Ze spotu. Naszego spotu.
- Na Kicię?? E…znaczy się… na TĘ panią Annę? Moment. – dało się słyszeć szeleszczenie papieru. – Szczegóły!
- Eee… No więc nasz kolega z rady doniósł, że jego żona była świadkiem, jak jakiś student złośliwie podkradł pani Annie sporą ilość towaru zakupionego w sklepie mięsnym. Jego żona prowadzi ten sklep. Mówiła, że…
 
*  *  *
 
- Witam pani Celino.
- Uaa.. kto mów… Szefie, to pan?
- Tak. Proszę wziąć coś do pisania, sprawa pilna.
- Szefie, ja… Wie pan, która jest godzina?
- Pani Cecylio, sprawa jest bardzo ważna. Trzeba jak najszybciej puścić notkę do chłopców od mediów. Notka musi wyjść rano, żeby mieli czas to rozegrać. Proszę wstać, wziąć jakąś kartkę i pisać.
- Już już… - przez następne 30 sekund dało się słyszeć chrobot, stuki, jakieś przekleństwo. – Już mam. Co mam pisać?
- Dyktuję: rankiem, w sobotę szóstego czerwca, grupa niezidentyfikowanych mężczyzn - według rysopisu młodych, wykształconych mieszkańców Warszawy - dokonała aktu brutalnego pobicia warszawskiej aktorki znanej przede wszystkim ze spotów…
kashmir
O mnie kashmir

...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka