kashmir kashmir
505
BLOG

Globalne Ocieplenie. Cz.VII. Przyjrzyjmy się temu CO2

kashmir kashmir Polityka Obserwuj notkę 25

Postulaty, które sformułowałem w ostatniej notce w dobrej wierze żarliwego ekologisty, nie spodobały się niektórym kolegom po moim chwilowym fachu. No cóż, tak to jest, kiedy próbuje się być jednoczesnie i uczciwym, i ekologistą…

Ku zapewne ich uciesze przechodzę już teraz do dyskusji stricte o rzekomym problemie globalnego ocieplenia. Żeby jednak nie było za łatwo, na wstępie wyjaśnijmy sobie jedną sprawę. A raczej dwie. Obie dotyczą brzydkich manipulacji, do których AGO-entuzjaści często uciekają się w dyskusjach.

Bardzo często spotykałem się z drwinami ze strony ekologistów, którzy odpowiadali na argumenty przeciwko ich pomysłom, iż są niespójne. Otóż drwić potrafili na przykład z tego, że ktoś, kto wcześniej podawał argumenty na to, że temperatura wcale nie rośnie, teraz podaje argumenty na to, że wzrost temperatury nie jest związany ze wzrostem stężenia CO2. I wtedy pada drwiące pytanie: „to jak, w końcu rośnie ta temperatura, czy nie? Zdecyduj się”.

To nie tak, drodzy AGO-entuzjaści. Doszukiwanie się niespójności u krytyków AGO to nieładna manipulacja.

AGO to złożona, wielowarstwowa teoria, która zakłada, że:
1. Istnieje obecnie stały i niepowstrzymany trend wzrostowy globalnej temperatury Ziemi
2. Zmiany temperatury są bezprecedensowo szybkie
3. Za zmiany temperatury odpowiada potęgujący się efekt cieplarniany
4. Zwiększanie efektu cieplarnianego związane jest z rosnącym stężeniem jednego z gazów cieplarnianych – dwutlenku węgla
5. Rosnące stężenie dwutlenku węgla związane jest z działalnością człowieka, a w szczególności ze spalaniem paliw kopalnych
6. Dodawany przez człowieka do atmosfery dwutlenek węgla kumuluje się, gdyż czynniki naturalne nie są w stanie zwiększyć dynamiki jego wchłaniania i doprowadzić do nowego stanu równowagi
7. W związku z powyższymi punktami w ciągu kilkudziesięciu lat czeka nas globalny kataklizm (tu jest wiele wersji o różnym stopniu drastyczności).

Otóż można dyskutować o prawdziwości każdego z tych punktów. Jednak niektóre z punktów zawierają a’priori założenie prawdziwości innych – np. teza 3. zakłada prawdziwość 1. Nie znaczy to, że ktoś, kto dyskutuje z tezą 3., automatycznie przyjmuje prawdziwość 1. Nie – można obalać tezę 3. ze stanowiskiem: „załóżmy nawet, że 1. to prawda, choć uważam, że to bzdura, czego dowiodę kiedy indziej”.
Nie ma żadnej niespójności w podważaniu tez opierających się na założeniach, które podważający uważa za co najmniej wątpliwe. To są różne płaszczyzny dyskusji.

Pamiętajmy też jeszcze o jednym. Wspominałem w części II o ‘onus probandi’, który spoczywa zawsze na tym, kto formułuje teorię. AGO-entuzjaści starają się stworzyć wrażenie, że istnieją jakieś 2 konkurencyjne teorie zachowania klimatu Ziemi w najbliższych latach, gdzie AGO to jest jedno stanowisko, a nie-AGO to to drugie.

Otóż nie jest tak. Nikt nie tworzy konkurencyjnej teorii. AGO to JEDEN z bilionów potencjalnych scenariuszy, z których ogromna większość jest bardzo nudna i niegroźna. Całkowity ciężar dowodu spada zatem na wyznawców teorii AGO. Ktokolwiek, kto neguje AGO, nie musi wyznawać żadnego konkretnego konkurencyjnego scenariusza dla Ziemi.

W tym świetle inaczej wygląda obraz dyskusji o AGO. Z tych 7 skleconych powyżej punktów wystarczy podważyć JEDEN, a cała teoria AGO lega w gruzach. Nawet mając miażdżące argumenty na 5 z nich, trochę słabsze na jeden, ale żadnych sensownych na jeszcze jeden, to już czyni AGO wraz z postulowanym programem przeciwdziałań jedynie pustą, niczym nieuzasadnioną teorią.

Zaczynając polemikę z teorią AGO warto sobie najpierw ustalić, czy kwestii podlega wszystkie 7 wymienionych punktów, czy może tylko niektóre. Ja osobiście skłaniam się ku temu, że z powyższych całkiem prawdopodobny może być punkt 5., a pewnym sensie (choć raczej dość odmiennie, niż rozumieją to ekologiści) również punkt 6.

 

Zacznijmy zatem od CO2.

Jak już wspominałem, CO2 przez większość historii Ziemi i życia na niej było w atmosferze o wiele więcej niż dzisiaj. Można powiedzieć, że tak niski poziom, jak obecnie, to długofalowo ewenement.


W ciągu ostatnich 400 tysięcy lat sprawa jednak istotnie wygląda inaczej. Widoczne są okresowe trendy wzrostu i spadku zawartości CO2. Mamy dziś poziom dość wysoki (choć polecam zwrócić uwagę na skalę – wahania rzędu kilkudziesięciu ppm, gdzie poprzednio były rzędu kilku tysięcy). Niemniej jednak zmiany są widoczne i jak najbardziej naturalne (jeśli wykluczymy możliwość istnienia australopitecznych elektrowni):


Co prawda na wykresie widać dramatyczny pik w okolicach dzisiejszych czasów w stosunku do rzekomo mniejszych fluktuacji przez całe setki tysięcy lat wcześniej. Każdy poważny naukowiec ukazanie takiego piku na tym wykresie zakwestionuje. Dlaczego – o tym niżej.

Co widać jednak na trendzie ostatnich 150 lat (to właśnie ów dramatyczny pik)?



Trend jest wyraźnie zwyżkowy, a poza tym wyraźnie przyspiesza od lat 50-tych, co wydaje się korelować z rozwojem przemysłu. Warto zwrócić jednak uwagę na 2 rzeczy.

1. Jeśli traktować te dane jako precyzyjne, powinniśmy się raczej spodziewać pewnego zaburzenia w latach mniej więcej 1939-1950. W końcu światowy przemysł podczas wojny szalał. Poza tym płonęły miasta (wielki Hamburg zamienił się w całości w CO2), przestworza roiły się od samolotów, a lądy od opancerzonych transporterów, czołgów, ogromnych konwojów zaopatrzeniowych. Na morzach potężne silniki diesla napędzały śruby tysięcy ogromnych okrętów…
Po wojnie nastąpił zastój i światowa gospodarka nabrała wcześniejszego impetu dopiero po kilku latach.
Podobnie słynny kryzys energetyczny lat 1974-1975 powinien być widoczny na wykresie jako jakieś zaburzenie.
Na wykresie cały okres jest jednak płaściutki. Żadnych, najmniejszych nawet zaburzeń.

2. Jak widać z wykresu, wyniki uzyskane są różnymi metodami. Wcześniejsze stężenia wnioskuje się z analiz próbek atmosfery z wierceń lodów antarktycznych, które odkładają się latami i w związku z tym otrzymujemy wyniki uśrednione dla kilku lat i obarczone sporym błędem.
Późniejsze wyniki pochodzą już z bezpośrednich pomiarów stężenia CO2 w atmosferze.
Każdy badacz powie, że zestawianie na jednym wykresie wyników badań z tak różnych metod i niewspółmiernych błędów pomiaru, jest sporym nadużyciem. Zupełnie inne odchylenia, przedziały ufności.
Co więcej – im dawniejsze badamy próbki atmosfery, tym po większym okresie czasu są one uśrednione. Widać to zresztą po wykresie z 400 tysięcy lat – linia jest dziwnie bardziej płaska, piki tym rzadsze, im dawniejszych czasów wykres dotyczy.
W rzeczywistości z wykresu wcale nie wynika, że np. w roku 324 453 p.n.e. stężenie CO2 wynosiło, załóżmy, 261 ppm. Tamten okres jest uśredniony po co najmniej kilku tysiącach lat. W rzeczywistości porównujemy średnie stężenie lat 330-320 tys. p.n.e. z czym? Ze stężeniem zmierzonym w roku 1991, albo z trendem 50 lat? Śmiechu warte.
Poza tym wyniki pomiarów próbek z lodów Grenlandii i Antarktydy różnią się znacznie. Kiepsko idzie również naukowcom z datowaniem warstw lodu, które wykonuje się metodą oznaczania zawartości izotopu tlenu O-18. W 1989 roku odnaleziono na Grenlandii wraki samolotów z II WŚ, które według datowania izotopowego powinny się znajdywać na głębokości 12 m. Samoloty zalegały zaś na 78 metrach. Błąd w skali czasu 47 lat wyniósł 650%.
Wszystko to powoduje, że wyniki z wierceń lodu są mocno dyskusyjne, jeśli chodzi i ich precyzję.
 
Co więcej, wyraźny trend wzrostowy dla stężenia CO2 w atmosferze osobliwie zaczyna się akurat wówczas, kiedy zmieniono metodę pomiaru… W zestawieniu z powyższymi wątpliwościami oraz z zupełnym brakiem odwzorowania ewidentnego antropogenicznego zaburzenia emisji CO2, które miało miejsce w latach 1939-1950, pozwala to mieć poważne wątpliwości, czy człowiek faktycznie ma jakikolwiek wpływ na obecny poziom CO2, szacowany na 370 ppm.


I ostatnia sprawa. Są podstawy do podejrzeń, że wynikami wierceń manipulowano. Jeden z pierwszych badaczy, który postulował nadejście globalnego ocieplenia związanego ze wzrostem CO2 w atmosferze, G.S. Callendar, jest dziś jednym z ekologistycznych męczenników, którego ostrzeżenia wówczas zlekceważono. Niestety, Callendarowi zarzucano po prostu manipulację danymi.

Oto wyniki uzyskane przez Callendara w 1938 roku, z zaznaczeniem tych „wyselekcjonowanych” do sporządzenia wykresu (na czerwono):

Wyniki zostały przesiane, gdyż Callendarowi nie zgadzały się pomiary z dwóch różnych źródeł wierceń. Wybrał więc te, które bardziej pasowały mu do z góry ukutej teorii.

Po 1985 roku podobno zniknęły z publikacji wszystkie wysokie wyniki oznaczeń atmosferycznego CO2 w lodzie. Teraz prezentowane są tylko wyniki nie przekraczające 296 ppm. Aby dopasować zaś szeroki zakres stężeń CO2 w starym lodzie do hipotezy ocieplania klimatu przez człowieka, opierającej się na założeniu o niskim "naturalnym" poziomie atmosferycznego CO2, zastosowano metodę odrzucania wysokich wyników z próbek lodu z okresu przed rewolucją przemysłową. Opierano się przy tym na credo glacjologów szwajcarskich: ‘Najniższe wartości najlepiej reprezentują oryginalne stężenia CO2 (w powietrzu uwięzionym w lodzie)’. Ponadto powszechne było odrzucanie niskich wyników z prób lodu pochodzących z XX wieku oraz interpretowanie wysokich wyników z prób przedprzemysłowych jako wpływ obecnej, a nie ówczesnej atmosfery.

Tyle o CO2 i jego pochodzeniu. W następnej części zajmę się tym, jaki ów demonizowany dwutlenek węgla i jego stężenie może mieć rzeczywisty wpływ na nasz klimat.

-----

Dodane 17.12.2008 o godz. 19:15:

Ponieważ źródło starych wykresów przestało z jakiegoś powodu działać, byłem zmuszony zmienić na szybko wykresy na inne, a związku z tym również poprawić gdzieniegdzie tekst.

kashmir
O mnie kashmir

...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka